Pracują u polskich rolników na łapówki dla lekarzy

13 październik 2017
(0 Głosów)
Autor 
Fot. Unsplash

Prawie pół miliona Ukrainek pracuje w naszym kraju za stawki, które Polacy uważają za śmiesznie niskie.

Zarobek w wysokości kilku tysięcy złotych, to często ciężka kilkumiesięczna praca bez dni wolnych. Pieniądze trafiają do kieszeni ukraińskich lekarzy. Motywacja do pracy jest duża, ponieważ łapówka jest często jedynym sposobem, by ich synowie nie trafili na wojnę - podaje portal money.pl.

- Niczego nie sprawdzają. Za pieniądze można wszystko - mówi matka niedoszłych żołnierzy.

Ira, 51-latka z Drohobycza pracuje w Polsce przez kilka miesięcy w roku. W tym czasie po kilkanaście godzin dziennie zbiera owoce i warzywa w jednym z gospodarstw rolnych na Mazowszu. Niemal nie ma dni wolnych. Większość zarobionych w ten sposób pieniędzy wydała na łapówki dla lekarzy. Dzięki temu w roku 2014 i 2015 wystawiali dokumenty świadczące o niezdolności do służby wojskowej jej synów.

 

Front w Donbasie

Liczebność ukraińskiej armii to obecnie 250 tys. czynnych żołnierzy oraz 80 tys. gotowych do zmobilizowania rezerwistów. W strefie prowadzenia działań przeciwko wspieranym przez Rosję separatystom przebywa około 60 tys. wojskowych. W takich warunkach wzięcie w kamasze często oznaczało podróż na front.

Od kwietnia 2014 r. w walkach straciło życie ponad 3 tys. ukraińskich żołnierzy. Łapówka dla lekarzy to dla zdesperowanych matek często jedyna możliwość, by ich dorosłe już dzieci uniknęły podróży do Donbasu.

Choć pieniądze na lewe zaświadczenia nadal płyną do lekarzy szerokim strumieniem, to obawy matek powoli stają się pozbawione solidnych podstaw. Po kilku dotkliwych porażkach strony ukraińskiej w początkowej fazie konfliktu, na front trafiają przede wszystkim ochotnicy oraz żołnierze, którzy przeszli wystarczająco długie szkolenie i podpisali kontrakty. Przypomina o tym Wołodia, który służy w ukraińskiej Gwardii Narodowej. Przekonuje także, że największe nasilenie łapownictwa przypadło na lata 2014-2015.

I choć gwardzista twierdzi, że zjawisko wykupywania jest obecnie marginalne, to nietrudno było znaleźć kobiety, które chcą wykupić dzieci z wojska po ogłoszeniu kolejnej fali mobilizacji. Od 5 października do 28 listopada zaciągniętych ma zostać ponad 10 tys. osób w wieku od 20 do 27 lat.

 

"Przyjeżdżają i zabierają na wojnę"

Choć praktyka się zmieniła i żółtodzioby po szkoleniu podstawowym nie trafią w strefę bezpośrednich walk, to wspomnienia z pierwszego okresu wojny nadal budzą lęk.

Gdy byłam w Polsce, przyjechali do domu i zabrali mojego syna. Jakim prawem? Jego żona po powrocie do domu nie zastała go. U nas tak jest – przyjeżdżają i zabierają na wojnę – mówi nam Nadia, która z wojska wykupiła dwóch synów.

- Nic ze sobą nie wziął. Nie miał nawet pasty do zębów. Nie miał ręczników i był głodny – zabrali go, gdy jadł i nie mógł dokończyć. Mam znajomą lekarkę. Poszłam do niej, dałam 1000 dol. i po dwóch dniach wrócił. Przystawiła pieczątkę, że durny... - przyznaje kobieta.

Za to, by młodszy nie trafił do armii zapłaciła już tylko 500 dol. - Za pieniądze można wszystko. Wypisanie jednego papierka kosztowało 100 dol. dla lekarza. Potrzebnych było pięciu. Napisali, że syn jest niezdolny służby. Zrobili z niego chorego umysłowo - tłumaczy.

 

Lista wyjątków jest długa

Niezdolność fizyczna lub psychiczna to tylko jedne z niewielu powodów do zwolnienia z obowiązku świadczenia obowiązkowej służby wojskowej na Ukrainie. Unikną jej także m.in. księża, studenci, naukowcy, skazani, czy osoby samotnie wychowujące przynajmniej dwójkę dzieci.

Mundurów nie założą także osoby, które straciły kogoś bliskiego w tzw. strefie prowadzenia ATO, jak akcję przeciwko separatystom nazywa rząd w Kijowie.

Uchylanie się od służby było wielkim problemem dowództwa wojsk naszego wschodniego sąsiada od początku konfliktu. W 2015 r. mundur założyło jedynie 5 proc. mieszkańców Kijowa wezwanych przed komisje lekarskie. W tym samym roku niemal 27 tys. wezwanych obywateli Ukrainy próbowało uniknąć kontaktu z tym organem. By przeciwdziałać takiej praktyce w 2016 r. znacząco podniesiono żołd. Z 2,3 tys. hrywien poszybował do 7 tys. W tym samym okresie przeciętna pensja wynosiła 1,4 tys.

 

Lekarze radzą, by udawać wariata

Takie obostrzenia nie mogą przestraszyć ludzi obawiających się śmierci lub kalectw. Dlatego też Nadia nie wahała się przed wykupieniem syna z wojska ani chwili. Nie przeszkadzało jej również, że w dokumentach pojawi się wpis, iż jej dziecko jest niepełnosprawne intelektualnie.

- Tak doradził mi lekarz. Stwierdził, że choroba psychiczna jest tak samo dobra jak gruźlica. Gdy ktoś choruje na gruźlicę, nie biorą go do wojska, bo zarazi innych. Gdy ktoś jest wariatem i daliby mu automat, to mógłby wszystkich zastrzelić. Takich też nie biorą - przyznaje szczerze Nadia.

Imiona bohaterek zostały zmienione. Prawdziwe pozostają do wiedzy redakcji.

Zostaw swój komentarz

Upewnij się, że podałeś wszystkie informacje w polach wymaganych(*) Kod HTML nie jest dozwolony.

Nasze tytuły:

  • portal informacyjny: zycierolnika.pl
  • kwartalnik: " Życie Rolnika Magazyn Polski" 
Do
góry
Używamy plików cookie żeby usprawnić działanie naszej strony. Pozostając na naszej stronie, wyrażasz na to zgodę. More details…