Fotograf realizujący zlecenie dla Lasów Państwowych wykonał kilka zdjęć po czym zatrzymał szarżującego za wilkami mężczyznę.
Kierowca jeepa przekonywał, że ma pozwolenie na wjazd samochodem wydane przez nadleśnictwo, co okazało się w efekcie nieprawdą.
Po nagłośnieniu zdarzenia przez media, sprawca w dniu 18 grudnia sam zgłosił się do nadleśnictwa, przyznał się do winy i wyraził skruchę. Otrzymał karę w wysokości 800 złotych za naruszenie zakazu wjazdu na tereny leśne i za płoszenie zwierząt. Brak było jednoznacznych dowodów na wjazd do rezerwatu, stąd podstawą ukarania było złamanie zakazu wjazdu pojazdem silnikowym na teren leśny i zakazu płoszenia zwierząt.
- To pierwszy tego typu stwierdzony i ukarany przypadek na terenie naszych lasów – mówi Wojciech Zajdel, specjalista ds. ochrony mienia w RDLP w Krośnie. - Zazwyczaj płoszenia zwierzyny dopuszczają się właściciele psów, puszczając je luzem. W tym roku stwierdzono już 15 takich wykroczeń, w ubiegłym roku było ich 24.
Lawina słów krytyki
Całą sytuacją również jest oburzony fotograf przyrody Mateusz Matysiak. To właśnie on na swoim profilu Bieszczadzcy Mocarze zamieścił wpis o turystach.
- Otóż nie mieliśmy dziś z watahą dobrego wieczoru. I pół biedy z moim całodniowym, zmarnowanym wyczekiwaniem w przeklętym wietrze na jakikolwiek ruch słodko śpiących cały dzień wilków. Ale bezczelnemu, bezpardonowemu Krakusowi w wyprawowym grand cherokee'm z szeroko uśmiechniętą pasażerką, odpuścić nie sposób. Bo czy ktoś taki, kto gania na pełnym gazie watahę wilków po bieszczadzkich, chronionych bezdrożach (z dala od dróg i stokówek) zasługuje na milczenie i bezczynność?! - napisał na profilu fotograf przyrody.